poniedziałek, 15 grudnia 2014

Klepsydra

Czasami, kiedy myślę o czymś, ta rzecz niespodziewanie dzieje się dzień, dwa, miesiąc później na moich własnych oczach. Nazywam to swoimi małymi cudami, ale niestety niekiedy niosą ze sobą małe i duże konsekwencje. Tak jak dzisiaj.
Od 8 lat gram w sport zwany koszykówką,  mamy drużynę, trenerzy sprowadzili dziewczyny z innych miast, z jedną się zaprzyjaźniłam (o tym kiedy indziej). W drużynie jest czasem lepiej, czasem gorzej, teraz jest zdecydowanie gorzej (o drużynie też kiedy indziej). Są święta (hohoho) i jedna z dziewczyn wpadła na pomysł zorganizowania wigilii drużynowej, wszystko pięknie każdy szczęśliwy. Kiedy trenerzy się zmyli, zrobiłyśmy imprezę. Było za głośno, przesadziłyśmy itp. (każdy nastolatek to przeżywa, nawet ten z wysoko rozwiniętą depresją). Dzisiejszy trening był jedną wielką karą. Większość z nas o mało co nie wypluła płuc, a właścicielki mieszkania, w którym odbyła się impreza mają największe konsekwencje. Grozi im usunięcie z klubu, a co za tym idzie rozwiązanie drużyny.
Głównym wątkiem jestem jednak ja. Nigdy za dużo nie myślałam o sobie, ale dzisiaj od razu przyszło mi na myśl: 'co ja zrobię jak one wszystkie odejdą?'. Ostatnio, przytłoczona wszystkimi problemami, straciłam ochotę na granie w koszykówkę. Straciłam siłę, chęci i wszystko inne co można stracić. Chciałam zrezygnować. Teraz pojawia się możliwość, ale jakim kosztem? W mojej głowie nie miałam innej możliwośći niż dalsze istnienie tej drużyny po prostu beze mnie. Jak niby mam poradzić sobie z odejściem, bez osoby, która wie więcej od kogokolwiek o mnie?
Nie chcę tracić nikogo więcej, boję się, że nie dam rady. Już powoli czuję jak tracę siły do wszystkiego. Co się stanie, jeżeli piasek w klepsydrze przesypie się do końca?

Jak zacząć i się nie rozpłakać

Moje życie jest wspaniałe. Poza tym jest jeden maleńki problem. Jest tak mały, że trzeba wytężyć wzrok i zmrużyć oczy, żeby go zauważyć. Niektórzy ludzie to widzą, przesadziłam, jeden człowiek to zauważa i na pewno będzie wiedział kim jest dla mnie jeśli w końcu to przeczyta i będzie wiedział, że to o nim. Przy okazji chciałam mu podziękować (pragnę też zaznaczyć, że to nie definiuje płci, 'o nim' = 'o człowieku'). Wracając do tematu, a odchodzę od niego zbyt często, milion myśli na minutę i te sprawy, problem. Tym problemem jest to, że jestem najbardziej nieszcześliwą osobą jaką znam. Żeby móc ocenić kogoś w sposób szczęśliwy/nieszczęśliwy trzeba go znać. Przyznaję znam bardzo mało osób w sposób, który zezwala mi na określanie ich samopoczucia. Stwierdzam, że ze wszystkich osób, które mogę oceniać jestem najbardziej nieszczęśliwa. Także w porównaniu do mnie są mega szczęśliwi. Składa się na to kilka czynników. Wymienię je w podpunktach i kiedyś omówię dokładniej (brzmi to trochę jakbym była profesorem na studiach z jakiegoś kierunku, haha, zapewne nazywałby się 'poznajcie moją niedolę') :
a) ja, sama w sobie jestem dla siebie problemem;
b) moi najbliższi;
c) ludzie otaczający mnie każdego dnia, niekoniecznie ci z którymi rozmawiam albo chociaż wysyłam uśmiechy;
d) klimat atmosferyczny;
e) ułożenie gwiazd.
Teraz widzicie, że mam argumenty i nie zawacham się ich użyć. Miałam bardzo dużo czasu, żeby myśleć i to było złe, bo pomimo wszystkich tych zaleceń myślenia, ono też szkodzi, a zwłaszcza tym, którzy wiedzą jak użyć myślenia żeby zniszczyć samych siebie. Pisząc to nie mam zamiaru szukać pocieszenia ani prezentów pod choinką, ale po prostu komuś się zwierzyć, nawet jeśli ma to być blog, na którego nikt nigdy nie wejdzie. Pewnie teraz pytacie, więc po co wstawiasz to do internetu? Masz pytanie masz odpowiedź! Ponieważ mam cichą nadzieję, że osoba, na której mi zależy nie w taki sposób jak wam się wydaje lub ktokolwiek kogo znam to przeczyta i zrozumie. Dlaczego zawsze robię to co robię. Dziękuję, dzisiejsza sesja została zakończona.